poniedziałek, 24 sierpnia 2015
Nawaliłam, co nie?
wtorek, 10 lutego 2015
"Luty miesiącem glutenfree" Dyniowe muffiny z kasztanami.
piątek, 6 lutego 2015
"Luty miesiącem glutenfree" Koko... crêpes suzette!
-30 g cukru trzcinowego
-1/2 łyżeczki cynamonu
-ok. 50 ml likieru pomarańczowego (opcjonalnie)
Do podania:
-cukier puder
-wiórki kokosowe
sobota, 31 stycznia 2015
Projekt "Luty miesiącem glutenfree" i rogale na pożegnanie.
No a dziś... glutenu pełno. Tak, te rogaliki są rewelacyjne. Za sprawą dodatku ziemniaków są niezwykle mięciutkie, wilgotne, świeże nawet po 3 dniach! Najserdeczniej polecam :)
Budyń:
Zagotować 1 szklankę mleka z cukrem, ziarenkami wanilii i masłem. W 1/2 szklanki mleka rozmieszać ze sobą skrobię i żółtko, wlać do gotującej się reszty mleka, ugotować budyń. Budyń będzie bardzo gęsty, należy pilnować, żeby się nie przypalił. Odstawić do ostudzenia.
piątek, 9 stycznia 2015
Mój ulubiony przepis na croissanty. Na zakwasie.
Są pewne rzeczy do których jesteśmy przyzwyczajeni. Są takie jakie są i inaczej ich sobie nie wyobrażamy. Podróbek nie akceptujemy, bo nie spełniają naszych oczekiwań, które przeważnie są bardzo wysokie. Tak właśnie mam z niektórymi przepisami. Mam w głęboko zakorzeniony pewien smak, którego nie da się zstąpić innym. Wciąż szukam i testuję. Przepisów na croissanty w internecie jest mnóstwo! Co kucharka, to inaczej. Więc jedyne co zostaje to eksperymentować, próbować i znaleźć złoty środek. Z czasem nabieramy praktyki i wyczuwamy od razu co nam pasuje. Dużo czasu zajęło mi szukanie przepisu na croissanty idealne. Te są dokładnie, takie jakie być powinny. Maślane, troszkę cięższe i treściwe. Pięknie się rozwarstwiają. Nie są sztucznie nadmuchane i nie smakują jak papier. Są przepyszne i popełnione przeze mnie już kilkakrotnie. Smakują świetnie wypełnione czekoladą, domową konfiturą czy masą orzechową. Mi jednak najbardziej pasują jeszcze ciepłe i popijane mlekiem. Jest przy nich sporo pracy, ale zdecydowanie warto.
400g mąki orkiszowej
piątek, 12 grudnia 2014
Come back, czyli gdzie Atqa była jak jej nie było...
"Witajcie..."-powiedziała pokornie pochylając głowę. No cóż mam powiedzieć. Jestem z powrotem. Nie, nie. Ja przecież nigdzie nie uciekłam tylko zaszyłam sie w kątku mojej kuchni tuż przy piekarniku. Piekłam, gotowałam, zagniatałam i dziwnie łączyłam smaki. Ale trzymałam aparat na dystans. Śmieszne co? Pare rzeczy musiało się wydarzyć żebym zrozumiała jak tęsknię za tym miejscem. Właśnie jestem w szpitalu. Diagnoza: nic pewnego, prawdopodobnie naderwany mięsień. Za dużo od siebie wymagam, ale to temat na innego posta. Otoz ktoś zasugerował czy w chwilach nudy nie warto byłoby napisać jakieś notki i jej opublikować. Uśmiechnął się, a mi zapaliła się lampka nad głową. Tematów nie malo, chociażby szpitalne jedzenie... Racja, myślałam o powrocie, ale troszkę sie bałam. Odkładałam to na jutro, które nie nadchodziło. Myślałam, aby wznowić publikacje po maturach, ale ktoś uświadomił mi, że nauka i wszystkie zajęcia dodatkowe nie absorbują mnie na tyle by uniemożliwić mi spełnianie się w mojej pasji. Bo tak, blog stał się moim miejscem i choć na chwile przymilkł, to znów zacznie tętnic życiem. Tak, to dobre określenie. Bo ten blog to cała ja, a ja jestem ostatnio życiem przepełniona.
O czym więc będzie blog? Tematyka zostaje? Długo sie nad tym zastanawiałam. Oczywiście, że tak! Dalej będzie pieczenie, gotowanie, słone, słodkie (czesciej oczywiscie :))... ze mna w tle. Możecie liczyć na posty w stylu smutnych i długich wypocin, ale też na proste notki jedynie z przepisami. Czas pokaże co palce napiszą. Najważniejsze będą jednak przepisy. W kwestii kulinarnej rozwijam sie nadal i mam nadzieję, że nieźle mi idzie. Przekonamy się! Myślałam o zmianach w wyglądzie i formie bloga. Zadecydowałam jednak, że na razie zostawię to bez naruszenia. Do takiego miejsca się przyzwyczaiłam i to miejsce pokochałam. Mam nadzieję, że Wy też. Jedyne co sie zmieni, to częstotliwość ukazywania sie wpisów. Niestety mój obecny styl życia uniemożliwia mi codzienną publikacje, ale myślę że conajmniej 2 posty w tygodnu pojawiać się będą. Bo w końcu liczy się jakość, a postaram sie o same perełki.
No dobrze. Pierwsze koty za ploty... jednak na razie jestem w szpitalu. Na kolejnego posta, czyli juz posta kulinarnego zapiaszam (mam nadzieję) niebawem. Będzie smacznie, obiecuję!
A tym czasem... stańmy twarzą w twarz :)
piątek, 11 lipca 2014
Dlaczego warto mieć pasję? Różany pudding owsiany.
poniedziałek, 7 lipca 2014
Daj radę! Powtórka z rozrywki, czyli knedle znów!
A dziś powtórka, ostatnio były, ale nie mogłam się powstrzymać by ich nie zrobić. Troszeczkę inne, równie smaczne. Z ostatnimi porywami truskawek.
sobota, 5 lipca 2014
347. Takie jak smażyła mi babcia. Puszyste racuchy z tuskawkami.
Racuchy to zdecydowanie smak dzieciństwa. Kiedyś wakacje spędzałam w całości w niewielkiej przygranicznej miejscowości upajając się wolnością. Budziłam się koło 12. Ale nie tak normalnie. Wstawałam i ubierałam różowy szlafrok, różowe papucie i człapałam do kuchni. Tam stała babcia już gotowa z cukrem pudrem i podstawiała mi pod nos gorące racuchy. Pachniały drożdżami, pachniały jak żadne inne pachnieć nie będą. Nie wiem jak, bo babcia robiła "na oko", więc przepisu brak, ale to zawsze były najlepsze racuchu jakie było mi dane kiedykolwiek zjeść. Nie mogę powiedzieć, że wtedy tego nie doceniałam, ale było to dla mnie normalne. Teraz gdy widzę babcię przy patelni z ciastem smażącą je specjalnie dla mnie, rozumiem jaką jestem szczęściarą!
środa, 2 lipca 2014
346. Najlepsze śniadanie w historii bloga, czyli knedle w panierce.
Pomysł na to śniadanie wpadł mi do głowy "ot tak!". Zawsze zapisujcie takie pomysły, jedne z najlepszych jakie mogą się pojawić w naszym rozumku. I najsmaczniejsze! Gdy wzięłam pierwszy kęs, przepadłam. Będzie powtórka na obiad! Delikatne i rozpływające się w ustach. Z panierką, która tak idealnie komponuje się z morelami. Cudo wręcz! I może uznacie to jako frazes, ale to jest najlepsze śniadanie w historii bloga.
-żółtko
-szczypta soli
-łyżeczka cukru trzcinowego